Image Slider

wtorek, 4 czerwca 2019

ULUBIEŃCY OSTATNICH MIESIĘCY


Hej Dziewczyny!

Daaawno mnie tu nie było, za co przepraszam. Szczerze brakowało mi blogowania, ale jakoś w ostatnim czasie było mi z tym zupełnie nie po drodze. Chciałabym wrócić do regularnej publikacji wpisów i mam nadzieję, że mi się to uda.

A dziś mam dla Was zbiór produktów, które w ostatnich tygodniach użytkowało mi się najmilej. W zestawieniu znalazły się perełki zarówno pielęgnacyjne, makijażowe, jak i jeden zapach. Choć muszę także przyznać, że w ostatnich miesiącach przetestowałam wiele innych nowości, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, ale nimi będę się z Wami dzielić stopniowo w kolejnych tekstach.

Zapraszam do czytania poniżej.



Marc Jacobs, Daisy, woda toaletowa
__________

To zapach niezwykle kobiecy, świeży z nutką naiwności i dziecinności. Przywodzi na myśl wiosenną zieleń trawy, usłanej tysiącami stokrotek. Zapach otwiera nuta poziomki, czerwonego grejpfruta i fiołka, serce kompozycji rozkwita aromatem gardenii i jaśminu, a w jego bazie znaleźć można piżmo, wanilię i białe drzewa. Idealny zarówno na co dzień, jak i na większe wyjścia. Dość intensywna, stosunkowo trwała kompozycja, która zaaplikowana o poranku, wyczuwalna jest do późnych godzin popołudniowych. Na wyróżnienie zasługuje również niezwykle uroczy flakon, ozdobiony złotą nakrętką oraz dużymi, białymi, gumowymi stokrotkami, sprawiając, że całość pięknie prezentuje się na toaletce. Swój 100 - mililitrowy flakonik kupowałam w domu handlowym John Louis w UK, natomiast w Perfumerii Sephora aktualne ceny przedstawiają się następująco: 319 zł - 50 ml, 425 zł - 100 ml. Serdecznie Wam je polecam, bo to piękny, nietuzinkowy, dziewczęcy zapach.



Sephora, Charcoal Exfoliating Wipes
__________

Oczyszczające i złuszczające chusteczki węglowe posiadające dwie strony o odmiennym działaniu: strona peelingująca dzięki mikrokuleczkom usuwa zanieczyszczenia i martwy naskórek, natomiast strona gładka oczyszcza i usuwa makijaż. Chusteczki są dobrze nasączone, a dzięki zamykanemu etui nie ulegają wyschnięciu. Nie zostawiają klejącego filmu na skórze, nie wymagają spłukiwania, a ich zapach jest świeży i delikatny. Idealnie sprawdzą się przed wykonaniem makijażu, gdyż mocno oczyszczają ze wszystkich suchych skórek, pozostawiając buzię nawilżoną i ultra gładką. Serdecznie Wam je polecam. Za 25 sztuk przychodzi nam zapłacić 30 zł, ale naprawdę warto.



MAC, Strobe Cream, krem nawilżający
__________

Nawilżająco - rozświetlający krem zapewniający skórze efekt zdrowego glow. Świetnie sprawdzi się jako baza pod makijaż, a kropelka tego produktu dodana do podkładu, nadaje całości blasku i świeżości. Ma perłowo - biały odcień (nie bieli twarzy) z widocznymi opalizującymi drobinkami oraz lekką konsystencję, która błyskawicznie się wchłania. Stosuję go również jako krem na dzień w ramach porannej rutyny, gdy nie nakładam makijażu, a chcę, by skóra była nawilżona i rozświetlona i w tej roli również sprawdza się wzorowo. Po jego użyciu cera od razu wygląda na bardziej wypoczętą, promienną i zdrowszą. Co ciekawe produkt ten występuje w dwóch pojemnościach: 30 ml - wersja podróżna w cenie 49 zł oraz 50 ml - wersja standardowa, za którą trzeba zapłacić 140 zł, więc z punku widzenia finansowego bardziej opłaca się zakupić mniejszy produkt.


Wibo, Juicy Color Lipstick, nr 6
__________

To pomadka i balsam do ust 2 w 1, którą zakupiłam na jednej z promocji w Drogerii Rossmann. Ma przyjemną, lekką, kremową konsystencję, odpowiedni poziom krycia, a dodatek masła shea fajnie nawilża i pielęgnuje usta. Jej trwałość nie jest spektakularna, ale z powodzeniem utrzymuje się na ustach około 2-3 h, a jej ponowna aplikacja jest na tyle komfortowa, że w ogóle mi to nie przeszkadza. Zdecydowałam się na odcień numer 6 - typowy nudziak z odrobiną brązu, wyjątkowo twarzowy zarówno na co dzień, jak i do wieczorowych makijaży. Mam ją również w kolorze 7 i również sprawdza się świetnie. Pomadka ma ładne i poręczne opakowanie, jest tania, daje ładne półbłyszczące wykończenie - szczerze polecam.




Lovely, Perfect line, Lip liner, nr 1
________

Nie wiem, jak to się stało, że ta konturówka nie znalazła się dotąd w żadnym moim wpisie na blogu. Odkryłam ją jakieś 5 lat temu i do dziś ją uwielbiam, na tyle, że można ją znaleźć niemal w każdej mojej torebce. Jest idealnie miękka, wręcz sama sunie po ustach. Gdy nie mam pomysłu, jaki kolor nałożyć - ona zawsze jest dobrym wyborem. Używam jej zarówno jako klasycznej konturówki, ale przede wszystkim na całą powierzchnię ust. Numer 1 to klasyczny odcień brudnego różu, który będzie pasował do każdego typu urody. Konturówka ma piękne matowe wykończenie, jednocześnie jest niesamowicie komfortowa w noszeniu, dość trwała, średnio wydajna, jednak bardzo tania. Mam ją również w numerze 2 - typowym koralowym odcieniu z delikatnym połyskiem, idealnym na lato.


 ♥♥♥♥♥

Jestem niesamowicie ciekawa, czy któryś z tych produktów również jest Waszym ulubieńcem. Dajcie znać, co u Was sprawdza się ostatnio najlepiej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz