Cześć Wszystkim!
Dzisiejszy post jest dla mnie szczególnie ważny, gdyż otwiera on oficjalnie bloga, którego współtworzę z moją przyjaciółką Martą. Jestem pewna, że nasza współpraca będzie przebiegać wzorowo, a projekt ten będzie odzwierciedleniem naszych pasji, zainteresowań i marzeń.
Poniżej przedstawię Wam produkty, które w minionym miesiącu sprawiły mi najwięcej radości z ich użytkowania i nie przesadzę, jeśli nazwę je ulubieńcami całych wakacji, gdyż niektóre z nich towarzyszyły mi niemal codziennie w tym okresie.
Dove, szampon Youthful Vitality
Pierwszym ulubieńcem, który zasługuje na szczególne wyróżnienie, jest szampon z serii Dove Youthful Vitality, który wchodzi w skład linii Advanced Hair Series. Pewnie będą wśród Was tacy, którzy pomyślą sobie, że Ameryki nie odkryłam, przecież szampon to szampon, powinien dobrze oczyszczać włosy oraz skórę głowy i tyle. Fakt, Ameryki może i nie, ale idealny szampon dla długich, ciężkich włosów i owszem. Doskonale zrozumieją mnie te z Was, które borykają się z włosami z tendencją do przetłuszczania się i szybkiej utraty objętości. Szampon ten w delikatny, ale skuteczny sposób oczyszcza skórę głowy, nie podrażniając jej przy tym – pomimo SLSu będącego na drugim miejscu w składzie - a co najważniejsze nie obciąża włosów u nasady, przez co nie tracą na objętości. Nie można również nie wspomnieć o pięknym, jednakże delikatnym zapachu, który utrzymuje się długo po myciu, ergonomicznym opakowaniu oraz przyzwoitej wydajności. Na pochwałę zasługuje również skład produktu, gdyż oprócz sporej dozy substancji chemicznych, znajduje się w nim także olej kokosowy, kolagen, hydrolizowana keratyna oraz elastyna. Jedynym minusem, który dostrzegam, jest jego cena regularna, gdyż za produkt drogeryjny przychodzi nam zapłacić prawie 24 zł, lecz ja dorwałam go w promocji w drogerii Super-Pharm za około 15 zł i wam także polecam kupować go z upustem.
Sephora, krem nawilżający Instant Moisturizer
Jako posiadaczka mieszanej cery, w swojej porannej rutynie stawiam na produkty, które działają wszechstronnie. Stąd idealny krem na dzień to taki, który odpowiednio nawilża przesuszone partie mojej twarzy oraz matowi te, nadmiernie przetłuszczające się. Poszukując produktu odpowiadającego moim wymaganiom, natknęłam się na Sephora Instant Moisturizer. To lekki krem nawilżający, nadający skórze blasku i zapobiegający oznakom starzenia – takie pokrótce są zapewnienia producenta. Jeśli chodzi o jego przeciwstarzeniowe właściwości, to ja takowych nie zauważyłam, ale również nie tego od niego wymagałam. Krem zapewnia długotrwałe nawilżenie, jednocześnie matując strefę nadmiernie przetłuszczającą się. Jego lekka, nietłusta, jednakże treściwa formuła idealnie sprawdza się przy mojej mieszanej cerze. Nie można nie wspomnieć o jego przyjemnym delikatnym zapachu, utrzymującym się przez jakiś czas na skórze, po jego aplikacji. Zgodnie z zapewnieniami producenta wchłania się szybko, nie pozostawiając przy tym tłustej, nieprzyjemnej powłoki. Produkt świetnie sprawdza się jako baza pod makijaż, współgrając z podkładami z różnej półki cenowej. Oczywiście, byłoby za pięknie, więc produkt ten został wycofany z oferty regularnej Perfumerii Sephora i zastąpiony „ulepszoną” wersją, wzbogaconą o kwas hialuronowy. Cóż, tak to zwykle bywa, gdy coś się sprawdza i wpisuje w wymagania konsumentów, trzeba to „udoskonalić”. Zmianie nie uległa natomiast cena regularna i wynosi tak jak poprzednio: 29 zł – 30 ml oraz 65 zł – 50 ml. Swoje opakowanie kupiłam na wyprzedaży produktów w Sephorze za 12,90 zł.
Semilac, lakier hybrydowy Indian Roses
Nie będę ukrywać, że lakiery hybrydowe to moje małe uzależnienie i sukcesywnie powiększam ich kolekcję. Odkąd pierwszy raz samodzielnie wykonałam sobie manicure tą metodą, wiedziałam, że nie wrócę już do zwykłych lakierów. Hybrydy dają niesamowitą zdolność kontroli nad ich aplikacją oraz możliwość korygowania błędów w nieskończoność, oczywiście dopóki nie utwardzimy ich w lampie LED/UV. Trwałość takiego manicure zależy od dokładności i staranności wykonania oraz producenta lakieru, ale poprawnie wykonany, utrzymuje się na naszych paznokciach co najmniej dwa tygodnie. W kolorze Indian Roses od Semilac zakochałam się od pierwszej aplikacji, ze względu na jego nieoczywisty kolor. To wyrazisty odcień nude, zmierzający w kierunku brudnego różu, który uwielbiam. Jest idealną alternatywą dla kobiet, które postrzegają klasyczne nudziaki za zbyt delikatne i mało wyraziste. Cechuje się niezwykłą uniwersalnością, gdyż idealnie sprawdzi się każdą porą roku, zarówno latem do skóry muśniętej słońcem, jak i jesienią oraz zimą do wełnianych swetrów. Do pełnego krycia wystarczą dwie cienkie warstwy, nie smuży się, a cały proces aplikacji jest bezproblemowy. Cena zarówno tego, jak i innych kolorów lakierów hybrydowych firmy Semilac wynosi 29 zł. Z całego serca polecam Wam zakup koloru Indian Roses, gdyż jego odcień idealnie wpisuje się w trendy nadchodzącej jesieni.
Inglot, pomadka w płynie HD Matte
Pomadki kolorowe darzę prawie taką samą miłością, jak lakiery
hybrydowe. Uwielbiam zarówno te w odcieniach nude, jak i wyraziste czerwienie
czy śliwki, robiące cały makijaż twarzy. Najbardziej odpowiada mi wykończenie
matowe i w takim też czuję się najlepiej, stąd Inglot HD Matte idealnie wpisuje się w
moje preferencje. To linia płynnych pomadek dająca efekt jedwabistego matu,
utrzymująca się na ustach przez wiele godzin. Mocne krycie, trwałość, a także
wygodny aplikator w postaci precyzyjnej gąbeczki, pozwalający na swobodne wypełnienie
ust, to jej podstawowe atuty. Pomadka zastyga na całkowity mat po około dwóch
minutach, a jedna cienka warstwa pozwala na pokrycie całej ich powierzchni. Czas
utrzymywania się jej na moich ustach uzależniony jest od jedzenia i picia, ale
zasadniczo jest to około 5. godzin bez poprawek. Spośród 10. dostępnych kolorów
do mojej kosmetyczki trafił odcień nr 17., czyli intensywny odcień nude z domieszką
brązu i brudnego różu. Jest on niezwykle twarzowy i sprawdzi się zarówno dla
posiadaczek zimnego jak i ciepłego typu urody. Jeśli chodzi o cenę, to nie należy
ona do najniższych - za 5,5 ml produktu trzeba zapłacić 45 zł, jednak z pełną
świadomością Wam ją polecam, gdyż jej właściwości warte są tej ceny.
GiorgioArmani, woda perfumowana Si
Zapachem, z którym nie rozstaję się od kilku miesięcy jest woda perfumowana Giorgio Armani Si. Flakonik tych perfum dostałam od męża z okazji urodzin i w pierwszej chwili, nie wiedzieć czemu, nie przypadły mi one do gustu. Jednak wystarczyła ich druga aplikacja, by przemienić początkową niechęć w ♥. Czarna porzeczka, wanilia, frezja, szypr, paczula, drzewo sandałowe wydają się być połączeniem idealnym, tworząc ultrakobiecą mieszankę. Przypadnie on do gustu miłośniczkom słodkich, kwiatowych, nieco orientalnych zapachów. Trwałość tych perfum również zasługuje na wyróżnienie, gdyż aplikowane rano, wyczuwalne są do godzin wieczornych. Zapach ten to numer jeden wśród mojej kolekcji perfum, gdyż z jednej strony jest on bardzo słodki, z drugiej natomiast nienachlany i delikatnie intensywny. Uwielbiam! Serdecznie polecam Wam przetestowanie choćby jego próbki, bowiem nie da się przejść obok niego obojętnie.
♥♥♥♥♥
To już wszyscy moi ulubieńcy sierpnia, ale mogę Was
zapewnić, że pozostaną nimi znacznie dłużej. Podzielcie się, proszę, co w
minionym miesiącu sprawiło Wam wyjątkową radość z użytkowania. Z ogromną chęcią
poczytam o tym i się zainspiruję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz